Forum Forum Arane Riders
Lineage 2 ARIA Official Serwer
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Wytwory szalonego umysłu, czyli L2 maniac mode ^^
Idź do strony Poprzedni  1, 2
 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Forum Arane Riders Strona Główna -> Archiwum / Archiwum Lineage 2
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Gość






PostWysłany: Śro 20:31, 24 Cze 2009    Temat postu:

- Schowajcie broń - nakazał mag chowając miecz do pochwy. Wojownicy w milczeniu wykonali rozkaz. Arvani zawiesił łuk na ramieniu, Shiva przypięła miecz o pasa, cały czas przyciskając ramię do boku, natomiast śmiercionośne ostrza tancerza z metalicznym dźwiękiem schowały się na jego plecach. W mroku obok bramy zgrzytnął chowany sztylet.
Gotterdammung podszedł do drzwi. Potężne skrzydła zaczęły się otwierać, gdy tylko jego palce dotknęły drewna. Ich oczom ukazała się ogromna, długa sala, oświetlona ciepłym blaskiem pochodni zawieszonych wzdłuż ścian. Złote światło padało na twarze pradawnych Bogów patrzących na nich z płaskorzeźb na ścianach i posągów pod nimi. Bogowie o głowach sokołów, szakali, lwów, strażnicy spoczywających tu dusz witali smutnym spojrzeniem przybywających tu. W końcu pomieszczenia, na kamiennym podwyższeniu, służącym w dawnych czasach za katafalk dla ciał, bądź ołtarz dla kapłanów, dziś stał czarny tron. Na nim siedział mężczyzna o wyglądzie bliższym zwłokom, niż żywemu. Biała skóra opinała jego straszliwie chude ciało, a w oczodołach błyszczała para przerażających, żółtych oczu. Jego ciało opinała pociemniała od wieku szata, pokryta drobną, srebrną pajęczyną tajemniczych wzorów. Po obu stronach tronu siedziały bestie, niemal identyczne jak te, które zaatakowały grupę, gdy przybyli do katakumb, gotowe do skoku niczym ogary z krainy umarłych prze polowaniem na niewinne dusze.
Mag przekroczył próg sali, za nim podążyli pozostali. Drzwi zatrzasnęły się, gdy tylko wszyscy znaleźli się w środku.
- Wiedziałem, że przybędziesz - chrapliwy głos przeszył powietrze, siedzący na tronie mężczyzna pochylił się w ich stronę.
- Wiedziałem, że czekasz - elf postąpił parę kroków naprzód - Nie myśl jednak, że zgodzę się na twoją propozycję.
- A czy nadal tak bardzo pragniesz tego? - wysunął przed siebie dłoń, nad którą unosił się pożółkły zwój. Gotterdammung pobladł wpatrując się w przedmiot. To było to, czego szukał od lat.
- Zrobisz to, o co proszę? - kontynuował nieumarły - Czy może znasz jakąś inną metodę, na zabranie mi tego? - paznokcie stuknęły o kamień.
Jedno skinienie, metaliczny dźwięk zmącił powietrze, wojownicy stanęli gotowi do boju. Mężczyzna uśmiechnął się. Bestie siedzące po bokach tronu w paru skokach znalazły się przy drużynie. Tancerz uniósł ramiona, ostrza zawirowały w morderczym tańcu rozsiewając czerwona aurę wokół walczących. Ogromne szczęki raz po zatrzaskiwały się tuż przy nich. Nie próbując nawet unikać ciosów przeciwników piekielne ogary cięły powietrze rzadko dosięgając ciał, jeżeli już im się to udawało, pozostawiały bolesne rany. Wiedziały, że ani miecze ani strzały nie są w stanie przebić ich skóry. Kapłanka wiedziała, iż nie może stać bezczynnie. Przymknęła oczy i wydobywając z siebie resztki sił zaczęła szeptać. Słowa układały się z obraz nocy i snu. Jedna z bestii zwolniła, jej ataki stały się rzadsze, powoli opadała z sił, aż usnęła na kamiennej posadzce. Jednak druga nie podawała się tak łatwo tej dziwnej magii. Wręcz zaczęła atakować ze zdwojoną siła, pędząc wprost na modląca się dziewczynę. Wtem ogromna łapa z ostrymi jak brzytwy pazurami zawisła wprost nad nią. Shiva skoczyła odpychając Arianne w bok, nie uniknęła jednak ciosu. Potężne szpony dosięgły jej ciała. Straciła równowagę. Z jękiem upadła na posadzkę i przetoczyła się kilka metrów pozostawiając na kamieniach czerwoną smugę. Oczy walczących zwróciły się na nią. Nieprzytomna palladynka leżała bez ruchu, a otwartej rany na jej boku płynęła ciemnoczerwona krew. Kapłanka podbiegła do niej i klęknęła przy towarzyszce. Jej usta zaczęły poruszać się w bezgłośnej modlitwie dzieci Shillien. Dołączyła do niej jednak również swoje słowa: „i nie zabieraj Matko do domu dziecka swego przed jego czasem”…
Powrót do góry
Gość






PostWysłany: Śro 20:51, 24 Cze 2009    Temat postu:

Wiejski dom, kryta strzechą chata otoczona zagrodami dla zwierząt i niewielkim sadem kwitnących jabłoni. Mała dziewczynka bawi się na podwórzu swoim ukochanym rzeźbionym konikiem, którego dostała od ojca na szóste urodziny. Za płotem poszczekuje pies sąsiada. Dziecko wstaje i podchodzi do barierek wołając zwierze, wyciąga rączkę przez szparę w ogrodzeniu. Stworzenie odwraca się w jej stronę jeżąc wściekle sierść na karku, szarpiąc linę, na której go uwiązano. Nagle powróz pęka z suchym trzaskiem i potężne kły zaczynają zbliżać się do dziewczynki. Małe stópki zaczęły szybko przebierać po piasku, gdy bestia przeskoczyła prze płot z szaleńczą prędkością pędząc w jej kierunku. Dziecko potknęło się. Upadło. Ogromne łapy przycisnęły ją do ziemi. Pies zaczął ją szarpać. Zapadła ciemność. Czuła tylko jak ktoś nią trzęsie.
- Lov! Lov! – otworzyła oczy – Lov! Ocknij się wreszcie! – Arvani trzymał dłonie na jej ramionach i potrząsał nią raz po raz.
- Co się stało? – przetarła dłonią twarz.
- To – elf wskazał na leżąca na kamiennej posadzce, nieprzytomną Shivę, przy której klęczała, pogrążona w modlitwie, kapłanka.
Bishopka skinęła głową, chwyciła mocniej swoją laskę i podeszła do kobiet. Przy leżącym bez życia ciele mrocznej palladynki siedziała Arianne, szepcząca niezrozumiałe słowa. Lov kucnęła przy niej i kładąc delikatnie rękę na jej barku, wyrwała ją z transu. Nieobecne oczy zwróciły się w jej stronę, a usta nadal szeptały modlitwę. Dopiero teraz zauważyła, że dziewczyna ściska niewielki amulet, symbol Shillien, potrójne ostrze wpisane w półksiężyc.
- Zrobię, co w mojej mocy – służka Eihnasad przyjrzała się ranom elfki. Większość była niegroźna. Większość poza jedną. Długie cięcie znaczyło jej lewy bok brocząc krwią, która spływała wąską rzeką na podłogę.
Po upadku Shivy walczący stracili pierwotny pęd. Widok towarzyszki leżącej bez życia sprawił, że ich zaprawione z w boju ciała zaczęły sztywnieć. Gdy tylko spostrzegł to nieumarły, jednym gestem odwołał swe bestie, które posłusznie wróciły na swe miejsca po bokach tronu, wciąż były jednak gotowe do skoku i chętne do zakończenia przerwanej walki. Paznokcie znów niespokojnie uderzyły o kamienna poręcz.
- Nadal uważasz, że znasz lepsza metodę, bo to zdobyć? – głos mężczyzny zmącił ciszę jaka ogarnęła pomieszczenie po potyczce. Tajemniczy zwój ponownie zawisł nad kościstymi palcami – Poza poświęcaniem życia swoich towarzyszy, oczywiście.
Mag ze świstem wciągnął powietrze do płuc. Rozejrzał się wokół. Jego wzrok napotkał twarze przybyłych tu z nim wojowników. Pobladłe, zachlapane posoką oblicza, których oczy jarzyły się ognistym blaskiem, wpatrywały się w niego z wściekłością. Elf poczuł, jak gdyby ktoś zaciskał mu bardzo powoli pętlę na gardle. Czuł, że tym razem zapędził się zbyt daleko w swym poszukiwaniu. Naraził na śmierć osoby, które od lat zawsze były przy nim. Jego pycha zaprowadziła mroczną palladynkę na skraj krainy umarłych, z którego nie wiadomo, czy dane jej będzie powrócić. Jego pragnienie odnalezienia czegoś, odnalezienia siebie, zdobycia potęgi, która mogłaby znów wynieść go na szczyt. Wypuścił powietrze z płuc i odwrócił się w kierunku nieumarłego, kątem oka spoglądając jeszcze na modląca się kapłankę i klęcząca przy rannej Lov, próbująca zatamować krwawienie.
- Czego więc chcesz ode mnie? – jego, nieco drżący, głos zadźwięczał, odbijając się echem.
- Radzę ci słuchać uważnie – mężczyzna wstał i powoli zaczął zbliżać się w jego kierunku – Może i mam wiele czasu, ale nie chce go marnować na tłumaczenie czegokolwiek śmiertelnikom…
Powrót do góry
Gość






PostWysłany: Śro 20:58, 24 Cze 2009    Temat postu:

- Dokładnie za tydzień, licząc od dzisiejszego dnia – nieumarły wolnym krokiem zbliżał się do elfa – W porcie miasta Giran zatrzyma się statek z interesującym mnie ładunkiem – kontynuował – Statek ten przybędzie nocą i tej samej nocy zniknie, płynie bowiem na Diabelską Wyspę – koścista twarz znalazła się tuż przed obliczem maga, a trupi odór uderzył jego nozdrza – Masz zdobyć księgę, którą kapitan przewozi w darze dla Zakena – wycharczał – Jeżeli nie znajdzie się ona w moich rękach za osiem dni – ostry ból przeszył serce maga, niczym sztylet zagłębiający się w jego ciało –To gorzko tego pożałujesz ty i twoi towarzysze, elfiku!
Nieumarły odwrócił się od Gotterdammunga. Zniszczona czasem szata zaszeleściła, gdy powolnym krokiem wracał na swój czarny tron. Bestie niespokojnie kłapały szczękami, obserwując, zbierającą się przy rannej palladynce, drużynę. Wojowniczka nadal była nieprzytomna, całe szczęście jednak Lov udało się zatamować krwawienie. Metaliczny szczęk oznajmił, iż broń została schowana. Mroczny tancerz podszedł do Shivy i bardzo delikatnie podniósł ją z zimnej, kamiennej podłogi. Kapłanka wstała, zabierając ze sobą zakrwawiony miecz towarzyszki. W dłoni wciąż ściskała symbol Shillien a jej usta szeptały bezgłośną modlitwę. Pozostali zebrali się w milczeniu wokół Seamela po czym powoli opuścili salę. Żadne z ich nie spojrzało więcej stronę tego, który przyniósł im dzisiejszego dnia tyle cierpienia.
Ich kroki odbiły się echem w ciszy kamiennego korytarza. W pomieszczeniu, w którym wcześniej stoczyli krwawy bój, teraz nie było niczego, poza ciałami pokonanych wrogów i kałużami posoki. Zza rogu dostrzegli błękitny blask Ziggurata, przywołującego niejako zabłąkanych wędrowców na bezpieczne wody. Zawołali o otwarcie bram…


Ostatnio zmieniony przez Gość dnia Śro 21:00, 24 Cze 2009, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Gość






PostWysłany: Śro 21:00, 24 Cze 2009    Temat postu:

Jasne wnętrze otoczyło ją swoim ciepłem. Ciepłem domowego ogniska, miękkim i przytulnym. Złote światło przenikało przez koronkowa firankę sprawiając, iż poczuła się jakby w innym świecie. Śpiew ptaków siedzących na gałęziach drzew opodal barwił powietrze tysiącami dźwięków. Skrzypnęły drewniane drzwi i do pokoju weszła dziewczyna białych zielonym stroju z bukietem białych lilii w dłoniach. Zatrzymała się przy niewielkiej, rzeźbionej komódce z jasnego drewna i wstawiła kwiaty do prostego, glinianego dzbana. Po chwili odwróciła głowę i spojrzała smutno na stojące w rogu posłanie. Leżąca na nim postać otworzyła oczy i powoli próbowała się podnieść.
- Leż – kapłanka uklękła przy łóżku twarzą w twarz z ranną- Nie możesz jeszcze wstawać – powstrzymała ją dłonią od dalszych prób.
- Ale czuje się już dobrze – każdy kolejny ruch wywoływał mimowolny grymas bólu na twarzy palladynki – Takie bezczynne leżenie nic mi nie da.
- Shiva! – dziewczyna pogroziła jej palcem, niczym małemu, psotnemu dziecku – Widzę, że będzie z ciebie okropny pacjent, ale już ja cię przypilnuję – poprawiła poduszkę pod głową towarzyszki – Zaraz przyniosę ci coś do zjedzenia, musisz być bardzo głodna po 4 dniach snu.
Wyszła z izby pozostawiając córkę Shillien z lekko zdziwioną miną. W kuchni zastała Lov, która pilnowała bulgoczącej cicho w garnku potrawy. Gdy dziewczyna weszła do pomieszczenia, och wzrok się spotkał.
- Obudziła się – odpowiedziała, na pytające spojrzenie bishopki.
- Całe szczęście – Lov nalała parującej zupy do talerza – Zaniosę jej to i sprawdzę jak goją się rany. Przynieś mi czyste opatrunki za chwilę, dobrze?
- Oczywiście – przytaknęła.
Na twarzy Arianne rozkwitł promienny uśmiech. Gdy tylko bishopka zniknęła w pokoju Shivy dziewczyna oparła się o framugę drzwi. Przymknęła oczy. Po jej policzku spłynęło kilka łez.
- Dziękuję… - uniosła twarz w górę i wyszeptała – Dzięki Ci Matko-swych-dzieci, iż pozwoliłaś jej jeszcze pozostać miedzy nami…
Skrzypnięcie zawiasów wyrwało ją z chwili zadumy. Stukot butów o podłogę zmącił ciszę w korytarzyku. To Arvani wrócił właśnie z ogrodu, niosąc kosz pełen soczystych jabłek. Elf stanął w progu kuchni, jego łagodne spojrzenie spoczęło na wspartej o ścianę dziewczynie. Kapłanka starała się ukradkiem otrzeć łzy.
- I co z Shivą? – spytał stawiając kosz na stoliku. W jego głosie brzmiała nutka niepokoju.
- Obudziła się – odwróciła się plecami do wojownika, próbując ukryć te łzy, których nie udało jej się powstrzymać.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę – dłoń spoczęła na jej ramieniu, wzdrygnęła się – A ty nie płacz już, teraz nie czas na łzy.
Pomimo strumyków płynących po jej policzkach uśmiechnęła się. Arv miał rację, nie czas na płacz. Teraz powinna się cieszyć, że jej towarzyszka powraca do zdrowia…
Powrót do góry
Gość






PostWysłany: Śro 23:12, 24 Cze 2009    Temat postu:

swietne, poor Anu who couldnt read it Smile
Powrót do góry
Gość






PostWysłany: Śro 23:15, 24 Cze 2009    Temat postu:

Co to tam dają pisarzom złote pióro ? Araishi musisz startować po złote pióro;D
Powrót do góry
Gość






PostWysłany: Czw 0:55, 25 Cze 2009    Temat postu:

raczej gold cocabura czy siakos tak Very Happy
Powrót do góry
Gość






PostWysłany: Czw 2:18, 25 Cze 2009    Temat postu:

zlote cycki imo!
Powrót do góry
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Forum Arane Riders Strona Główna -> Archiwum / Archiwum Lineage 2 Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2
Strona 2 z 2

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin